Oto moja (moja, najmojsza, nie Twoja, co oznacza, że jak się nie zgadzasz, to stwórz sobie własną. Potem mi wyślij.) lista 5. sposobów, jak nie dać się zwariować i mieć uśmiech na papie aż do czasu, jak śnieg stopnieje. Czyli do czerwca.
1. Uśmiechaj się. Dużo. Najbardziej uniwersalna rada. I najlepsza. Pomaga na wszystko. Ziółkowska aproved.
2. Dużo swetrów, więcej kolorów. Wszyscy kochamy swetry, ale w kwietniu można nimi tak w sumie rzygać. Więc żeby nie rzygać, noś kolorowe ciuchy. Powyżej moja spódniczka, na której widok wszyscy się uśmiechają. Wszyscy. A że wyglądam jak 5-latka? Niektórzy lubią małe dziewczynki, ykhm, ykhm.
3. Używaj samoopalaczy. Opalone jest piękne, smukłe i jeszcze raz piękne. Pomarańczowe- trochę mniej, ale się nie łamcie. Włosie na blond i jesteś jak ta lala.
4. Znoś do domu wszelkie zielsko. Jak zima nie chce zrobić Ci dobrze, to sam sobie zrób. Znaczy, wiosnę zrób. Pozasłaniaj okna i opalaj się pod lampą.
5. Śpij. Im więcej czasu będziesz spał, tym mniej patrzenia na śnieg. Amen.
PS. Mój czelendż musiałam odroczyć z powodu prawie tygodniowego zalegania w łóżku. Spokojnie, zaczęłam od nowa i zdam Wam dokładną relację.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Przybyłam, zobaczyłam, napisałam.
Za każdą opinię Bóg Ci zapłać, czytelniku moich wypocin.