środa, 10 kwietnia 2013

Bez tytułu, ale znowu o przyszłości.


źródło: tumblr
Siedzę sobie w szlafroku, piżamie w bałwanki (stęskniłam się za zimą), piję za słodką herbatę i po prostu nic nie muszę.

 Mogłabym dobrze spożytkować ten czas. Nauczyłabym się fizyki, wyspała na zapas, obejrzała wreszcie wszystkie filmy z Audrey Hepburn albo upiekła ciasteczka.

 Zamiast tego myślę - oczywiście - o przyszłości. I o celu w życiu.

 Wróć. Jakim celu?



 Haha, no tu jest właśnie problem. W pewnym miejscu w mojej głowie widzę tylko niewyraźne, zatarte obrazy, tudzież białą plamę. Wiem, że chcę znaleźć pracę w blogowaniu i móc się tym zajmować nie tylko jako jakimś tam hobby. Pisanie sprawia mi dziką radochę i chciałabym żyć ze swojej pasji. Jeśli by mi się to udało, być może nie poszłabym na studia. A może i poszła. Zależnie od fanaberii.

 Potem? Pewnie, ten domek w Bieszczadach, którym już prawdopodobnie rzygacie. Z mężem. I mi tu nie pieprzcie, że moją aspiracją jest być kurą domową, bo gówno prawda, mam trochę inny pogląd na życie niż większość społeczeństwa.

 Potem dzieci. Trójka najchętniej i najchętniej to ja bym była nieobecna przy ich narodzinach. A jak to będzie trójka chłopców, to zbuduję sobie pustelnię w górach i ucieknę.

 Oczywiście, gdzieś tam w międzyczasie- podróże. Te na Giewont i do Australii. Pływanie po mazurskich jeziorach i patrzenie na Nowy Jork z Empire State Building.

 Odkąd pamiętam chciałam też napisać książkę. Zabierałam się za to setki razy, a moim największym osiągnięciem było zapisanie ok. sześćdziesięciu stron A5. Miałam ambicję stać się jedną z najmłodszych autorek bestsellerów na świecie. Teraz wiem, że to nie był dla mnie czas ani temat i do napisania książki sobie podojrzewam. Więc jeśli kiedykolwiek poczuję się za stara na blogowanie- oczekujcie książki.

 Niektóre te marzenia czy plany widzę bardzo wyraźnie i wiem, że ich spełnienie jest w mojej mocy. Inne gdzieś tam się błąkają, czekając, aż przyjdzie ich czas. Te muszą jeszcze swoje odleżeć.

 Tak to wygląda, tylko... Czy to jest cel w moim życiu? Czy jak stanę przed moim domkiem w Bieszczadach (Ziółkowska, ty znowu o tym?!) i wezmę męża i dzieci za ręce (zamknij się albo uszykuję knebel!), to będę mogła powiedzieć "Tak, doszłam do tego punktu, to był mój cel"?. Albo gdy powącham moją pierwszą książkę, to będę mogła powiedzieć "Ok, sens życia odhaczony"?

 Chyba nie o to chodzi. Można mieć jakieś cele krótko- lub długodystansowe, ważne i ważniejsze, ale to nie powód, żeby szumnie obwoływać je 'celem życia'. Jedynym celem w życiu powinno być takie życie, żebyś był w zgodzie ze samym sobą. A reszta to już tylko otoczka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przybyłam, zobaczyłam, napisałam.
Za każdą opinię Bóg Ci zapłać, czytelniku moich wypocin.