środa, 3 kwietnia 2013

Studia? To nie dla mnie.


źródło: tumblr
Mam koleżankę. Żabą się zwie. Jej domeną jest rozśmieszanie mnie do łez i wysnuwania trafnych opinii w najbardziej nieoczekiwanych momentach.

Siedziałyśmy dziś w samochodzie, rozmawiając o szkołach, przedmiotach, humanistach i całej tej szeroko pojętej przyszłości. Nie obyło się też bez tematu studiów. Pomiędzy dygresjami wszelakimi Żaba stwierdziła:

-Studia? To głupota. Ja chcę być spawaczem.




Dusząc się ze śmiechu, nie zdołałam nieufnie zerknąć na przednie siedzenie. Zresztą- przyzwyczajona do podobnych deklaracji (usłyszałam już, że Żaba chce: wynajmować ratraki, być dekarzem, baletnicą, kustoszem, twórcą krzyżowek... Ja za to chciałam występować w cyrku, ale to już na trochę inną opowieść), nie zareagowałam na to inaczej niż zwykle- po prostu parsknęłam śmiechem. A potem się zastanowiłam.

Dużo ostatnio myślę o studiach. Chciałam, oczywiście, być dziennikarką. Albo tłumaczką. Tylko że... Teraz wiem, co chcę robić w życiu, a nie jest to bynajmniej ślęczenie nad książkami przez następne parę lat. Chciałabym zaliczyć to, co muszę, a potem zająć się tym, co kocham. Czyli blogowaniem.

W święta paplałam sobie z babcią, z zapałem opowiadając jej o blogu, możliwościach, "Blogerze" i tym podobnych. Z namaszczeniem rozciągałam przed nią wizję przyszłości, w której blog jest moją jedyną pracą, a ja zgarniam za to tyle i tyle, i jeszcze trochę więcej.

W pewnej chwili nieopatrznie wyrwało mi się "Nie wiem, czy pójdę na studia, przecież w takiej sytuacji one nie byłyby mi do niczego potrzebne." Zgarnęłam za to zgorszone spojrzenia i pogadankę "człowiek bez wyższego wykształcenia nie jest nic wart.". No dobra, babciu, ale naprawdę?

Kiedyś 'mgr' przed nazwiskiem robił wrażenie. Dzisiaj wielu może sobie tytuł wsadzić co najwyżej na plastikowej tabliczce przypiętej do bluzki. Takiej z logo Tesco.

Czy zaliczenie kolejnego cyklu nauki robi ze mnie kogoś inteligentniejszego? Bardziej wartościowego? Każdy mnie nagle będzie chciał zatrudnić?

Gówno. Żyjemy w czasach, w jakich żyjemy, a ja jestem humanistką. I ostro zaczynam weryfikować pogląd, jakoby to studia weryfikowały mnie jako człowieka. Jeszcze jakiś czas obnosiłam się z myślą zaszczepioną mi w głowie lata temu przez familię- studia, mąż (po studiach!), dzieci (jak mieszkanie będzie!) i jakaś tam praca. Gdzieś.

Wyobrażam sobie teraz takie życie i jestem załamana. Po co? Na co? Żeby mnie babcia nie wydziedziczyła? Albo ojciec, który sądzi, że człowiek bez studiów myśleć nie potrafi? "Dowiesz się po dostaniu dyplomu, co miałem na myśli."- rzecze. Prawda to?

Zapewne wielu ludzi tak będzie żyć. I może odnajdą szczęście, będą mieli swój domek w Bieszczadach i dobrze płatną pracę.

Ja za to zrealizuję marzenia. Może i bez tytułu przed nazwiskiem, ale za to z nie przepieprzonymi latami.

Ale oczywiście jeszcze nie wykluczam podjęcia dalszej nauki- a nuż widelec nie będzie nic lepszego do roboty. Niech życie zdecyduje, a potem, to już cholera, wszystko ogarnę. Sama.



1 komentarz:

Przybyłam, zobaczyłam, napisałam.
Za każdą opinię Bóg Ci zapłać, czytelniku moich wypocin.