wtorek, 19 marca 2013

Mała Pani Perfekt.



Dzisiaj jestem zmęczona.

Może to kwestia pogody? Śnieg pada, jakby go opętało i ani myśli przestać. Nie ma czym naładować akumulatorów, pobudzić motywacji, nie ma siły, żeby wrzasnąć "HEJ! ZNALAZŁAM DZIŚ 30 BIEDRONEK W LESIE!". I nie tylko dlatego, że te 30 biedronek przez ostatnie 2 tygodnie niechybnie udało się na wieczny spoczynek pod śniegową lawiną, tfu, pierzynką.

Ee, nie, to chyba jednak nie pogoda. Przecież jakoś egzystowałam przez ostatnie parę miesięcy (lepiej lub gorzej) i nieraz nawet srogie mrozy nie ścierały mi uśmiechu z gęby.




To co? Budzenie się dzień w dzień koło 5 nad ranem? Bzdura, te kilka minut wiercenia się bezsennie aż tak nie męczą. Za mało ruchu? Ehe, dzisiaj zostałam zmuszona do gry w rugby, oberwawszy ślicznie w nos - już nawet nie wiem, czy łokciem, czy piłką - więc dziękuję, ruchu jak dla mnie aż nadto.

Odpowiedź spływa jasno i gładko, jakby zeszła z niebios z jakimś blaskiem światła, ale nie ma się co łudzić. Ciężkie, kłębiaste chmury skutecznie wykluczają jakiekolwiek natchnienia z niebiańskiego źródła, więc muszę zadowolić się podszeptami wewnętrznymi.

Oczekiwania. Chyba właśnie to męczy mnie najbardziej. Znajomi oczekują, że im pomogę, chociaż sama mam co innego do roboty. No i pomagam. Rodzice, że ogarnę cały dom i jeszcze inne obowiązki- jak się wyprowadzę, to proszę bardzo, mogę robić sobie co chcę, ale dopóki z nimi mieszkam... Chłopak, że przestanę się wkurzać i bluzgać o byle co i że kiedyś zacznę się uśmiechać (nie mówi tego na głos, ale wiem, że chciałby. Co oznacza, że w jakiś sposób jest to oczekiwanie.). Nauczyciele- że będę się uczyć akurat na ich przedmiot i że nadal będę taką prymuską jak dotąd. Wszyscy dookoła, że w razie potrzeby uśmiechnę się, zabawię lekką konwersacją, pójdę do kogoś coś załatwić- bo tobie, kochana, nikt się nie oprze... To co, załatwisz?

Najbardziej zaś męczą mnie oczekiwania wobec siebie samej. Bo powinnam umieć szyć, gotować, pisać częściej, uczyć się codziennie obcych słów, umieć zrobić szpagat, popracować nad dykcją, poznawać, rozumieć (WSZYSTKO), orientować się w informacjach ze świata, ogarniać blogi, umieć liczyć deltę, więcej czytać, być zadbana, powrócić do pisania listów, wyglądać dobrze (ZAWSZE), czytać Biblię, etc, etc...

Oczekuję, że będę perfekcyjna. Najlepsza. We wszystkim. I jako że nigdy, przenigdy nie będę umiała policzyć delty czy innych gówien, zawsze będę nie taka. Bo tu mi się pomyli czas, tam zapomnę czegoś zrobić i już jestem beznadziejna, najgorsza, wyląduję w rowie i nie mam co liczyć na świetlistą przyszłość.

Przekonanie, bądź co bądź, trochę chore. Wiem, że gdybym była Małą Panią Perfekt, zyskałabym sobie więcej wrogów niż przyjaciół, ale, cholera. Tu tkwi mój problem. Nie lubię pozostawać w tyle, czegoś nie wiedzieć- szlag mnie wtedy trafia i chociażbym nie rozumiała znienawidzonej matematyki, to i tak będę toczyć pianę z ust- DLACZEGO JA TEGO NIE WIEM?

I jestem zmęczona. Bo życia mi nie starczy na tę całą pogoń.

Więc teraz odetchnę, przetrę oczy i zjem sobie coś kolorowego, a potem... Pójdę uczyć się chemii. Bo muszę przecież dostać 5. Przynajmniej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przybyłam, zobaczyłam, napisałam.
Za każdą opinię Bóg Ci zapłać, czytelniku moich wypocin.